Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:220.50 km (w terenie 1.00 km; 0.45%)
Czas w ruchu:09:07
Średnia prędkość:24.19 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:110.25 km i 4h 33m
Więcej statystyk

Mirów, Bobolice

Piątek, 3 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Po pierwszej setce w sierpniu przyszedł czas na kolejną. Utrzymująca się wysoka temperatura nie przeszkodziła w osiągnięciu kolejnego celu.
Po piątkowym obiedzie postanowiłem wyruszyć do Mirowa i Bobolic. Po przejeździe przez całą Częstochowę osią Północ-Południe wyjeżdżam we Wrzosowej, a dalej Słowik, Korwinów, Poczesna, Osiny i Poraj. Tutaj tradycyjny pit stop w Biedronce i ruszam dalej. Droga biegnie wzdłuż zbiornika, następnie przez Żarki-Letnisko, obrzeża Myszkowa i po chwili docieram do Żarek. Korzystam z ochłody nad strumykiem, a następnie wyruszam w stronę Niegowy. Zaraz za Żarkami rozpoczyna się najdłuższy podjazd na trasie. Przed Niegową korzystam z pomocy GPSu i odbijam w prawo na zielony szlak prowadzący przez Łutowiec, gdzie pokonuje jedyny kilometr terenem i wyjeżdżam w Mirowie. Ukazał mi się taki oto widok:
Widok na zamek po wjeździe do Mirowa. © LawlietLawsford

Krótki odpoczynek w cieniu murów, kilka fotek i obieram kierunek na Bobolice.
Zamek w Mirowie zdobyty! © LawlietLawsford

Na drodze do Bobolic mijam kilka niedzielnych wycieczek i docieram do zamku:
Widok na Zamek Bobolice z drogi. © LawlietLawsford

Na sam zamek nie wchodziłem, a tylko go okrążyłem i udałem się w drogę powrotną.
Trasa ta sama. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę w Leśniowie. Kolejne kilometry to walka z czasem. Na horyzoncie zaczęły się zbierać czarne, kłębiaste chmury. Staję jak zwykle w Poraju w celu uzupełnienia płynów i kieruję się w stronę domu, tym razem przez Olsztyn. W Leśnym ani jednego kolarza, co mnie trochę zdziwiło (piątek wieczór?!). Następnie przez Kusięta i Brzyszów, gdzie chumry mnie niestety dogoniły i ostro zmoczyły. Lało tak, że przez okulary mało widziałem, a po ich zdjęciu jeszcze mniej ;). Na przystanku w Siedlcu stanąłem w celu przeczekania ulewy, co trwało 40 min. Czas ten wykorzystałem na wyżymanie moich przemoczonych ubrań. O dziwo był to jedyny dłuższy postój tego dnia. Ostatnio kilometry już po ciemku i chwilę po 21 melduję się w domu. W czasie powrotu temperatura wynosiła 17 stopni, czyli o 15 mniej niż przy wyjeździe.

Pierwsza setka w tym miesiącu.

Środa, 1 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Po zdaniu relacji z wczorajszego wypadu do Poraja, znajomy namawia mnie na powtórkę z rozrywki. Umawiamy się na 9:00 (do Poraja w dwie strony jest trochę ponad 50km, więc myślałem, że zdążymy się wyrobić przed południowym słońcem). Na miejsce zbiórki przyjeżdżam nieco spóźniony i o 9:07 ruszamy. Trasa jak zwykle. Najpierw trzeba się przebić przez całe miasto. Później Słowik, Korwinów, Poczesna i Osiny. Po dokładnie godzinie meldujemy się pod biedronką w Poraju. Szybkie zakupy i jedziemy na tamę. Tam odpoczywamy trochę. Kolega rzucił pomysł aby wracać do Częstochowy przez... Złoty Potok. Szybka kalkulacja i myślę sobie: "wyjdzie jakaś setka". Nie czekając długo ruszyliśmy przez Masłońskie, Żarki-Letnisko, a w Myszkowie odbiliśmy na Żarki. Dwa podjazdy, wiatr z przodu i żar lejący się z nieba dały nam się we znaki. Do tego dzień wcześniej do późnych godzin nocnych graliśmy w kopaną. Kumulacja. Docieramy do Żarek, szybki postój nad miejscowym ciekiem wodnym w celu zaczerpnięcia ochłody i jedziemy dalej. W Czatachowie wykręcamy 51 hm/h co jest najwyższą prędkościa tego dnia i mocnym tempem dojeżdżamy do Złotego Potoku. Tam krótki pitstop nad Amerykanem.
Staw Amerykan w Złotym Potoku (gm. Janów) © LawlietLawsford

Ze Złotego kręcimy do Janowa. Od tej pory holuję kolegę na tylnim kole (jak się później okazało aż do jego domu), przez co tempo spada. W Olsztynie stajemy na chwilę w sklepie w celu uzupełnienia płynów, których przez całą trasę wypiłem 4,5 litra. Do Częstochowy jedziemy przez Kusięta. Wyjeżdżamy na Kucelinie i stamtąd prosto do domu. Licznik zatrzymał się na 94 km. Odstawiłem towarzysza podróży do domu, a sam pojechałem dobić do setki. Wynik nie jest wybitny, ale "łysy" dał nam ostro popalić. Temperatura podczas jazdy nie schodziła poniżej 30 stopni. Tak zaliczyłem pierwszą "setkę" w sierpniu. Miejmy nadzieję, że nie ostatnią.