Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:348.68 km (w terenie 1.00 km; 0.29%)
Czas w ruchu:11:29
Średnia prędkość:23.93 km/h
Maksymalna prędkość:61.60 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:69.74 km i 3h 49m
Więcej statystyk

Składana setka.

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(0)
Najpierw z działki do Czewy i kilka km po miescie ujete w poprzednim wpisie. Teraz danie dnia. Ustawka z M. Start i ciśniemy przez całe miasto. Wyjeżdżamy z Czewy i przez Wrzosowę, Słowik, Kurwinów, Poczesną i Kamionke Pl wpadamy do Poraja. Dalej przez Masłońskie i Ostrów do Przybynowa. Tu łapie nas konkretny deszcz więc odbijamy z pierwotnej trasy i stajemy na przystanku. Na postoju widzę, ze M. już puchnie, czyli z grubszego przebiegu nici. Szkoda. Przed Zaborzem łapę się na koło jakiegoś szosowca i na pasożyta dojeżdżam prawie do Biskupic. Tempo zacne, wrażenia również. Na podjeździe szliśmy ponad cztery dychy. W końcu szosowiec miał dość żyda na kole, więc próbował mnie zachęcić do pracy. Nic z tego. Ma szosę to niech narzuca tempo. Pojechał dalej, a ja postanowiłem zaczekać na M., który został daleko w tyle. Stękał, że jedziemy już prosto do domu. No nic. Zjeżdżamy z Biskupic i przez Olsztyn i Kusięta wjeżdżamy do Czewy. Do domu przez Aleje i Jasną Górę. Setka, co prawda składana ale przejechana. Siła była na dużo więcej ale spuchniety M. zostawał nawet na płaskim, więc trzeba było odpuścić.

Ostrowy i coś więcej z M.

Sobota, 24 maja 2014 · Komentarze(0)
Rano telefon od M, który namawia mnie na wypad. Miało być bez napinki, kilka km poza miastem. Oczywiście w takich sytuacjach wyjazd "na sucharka". Plan dość prosty - Ostrowy, a później się zobaczy. Więc startujemy przez korytarz północny, Wierzchowisko, Lubojnę, Nową Wieś i wjeżdżamy do Ostrów. Bez napinki, a średnia sporo ponad 25 km/h. Objeżdżamy zbiornik, krótki postój w sklepie i kierujemy się na Ważne Młyny, przez Kuźnicę. Potem odbitka w prawo i tniemy prościutko do Czewy przez Prusicko, Broniszew, Cykarzew, Kokawę i Radostków. Dzisiaj koszulka w czerwone grochy zdecydowanie dla mnie. Na podjazdach 5:0. W Częstochowie powrót do domu okrężną drogą, bo M. chciał dobić do 70. Zdziwiło mnie to, bo ja już przekroczyłem i nie sądziłem, że mogą być takie różnice w licznikach. Okazało się, że cymbał założył odwrotnie koło i licznik wariował.

Mirów, Bobolice, Kroczyce

Poniedziałek, 5 maja 2014 · Komentarze(0)
Ten dzień musiał kiedyś nadejść. Szybka decyzja i wyjazd. Celem zrobienie setki. Na początku standardowo wałem na ALP, później Wrzosowiak, Słowik, Kurwinów, Zawodzie, Kol. Borek, Jastrząb, Poraj. Szybki popas na tamie i dalej w drogę. Masłóńskie, Ostrów, Przybynów, Wysoka Lelowska, która nie bez przyczyny nazywa się wysoka ;), następnie krótka posiadówka na rynku w Żarkach. Do Mirowa zdecydowałem się jechać nową drogą rowerową. Fajnie, że wyasfaltowali las. Dobra alternatywa dla trasy, którą zwykle jeździłem.
Zamek Mirów
Zamek Mirów © LawlietLawsford

Chwila grzania dupska na skale koło zamku i przejazd do Bobolic. Tutaj wpadła myśl, żeby zaliczyć Górę Zborów, co było moim celem już od kilku lat. Nie chciało mi się wracać i próbowałem przejechać "na skuśkę". Skończyło się to dwukrotnym zawracaniem, a za trzecim razem, gdy asfalt skończył się na megadupnej górze, stwierdziłem, że nie wracam i zacząłem się przebijać przez pola i haszcze. Wrażenia ekstremalne dla kogoś z semislickami. Przynajmniej widoki fajne:
Gdzieś między Bobolicami, a Huciskiem
Gdzieś między Bobolicami, a Huciskiem. W oddali zamek © LawlietLawsford

Jakimś cudem dotarłem do Huciska. Szybki zjazd i byłem na ostatniej prostej do rezerwatu Góry Zborów. Na miejscu wlazłem na najbliższą skałę i przez dobre pół godziny grzałem dupencję, obserwując wspinaczy. Kilka fotek, większość pod słońce wiec nic specjalnego nie pokaże, za to wrzucam widok "w dół" na miejsce, z którego zacząłem wspinaczkę z rowerem na plecach.
Spojrzenie
Spojrzenie " w dół" © LawlietLawsford

Nadszedł czas powrotu. Nie miałem ochoty przedzierać się przez kępy, więc wybrałem asfaltowy standard do Kotowic. W połowie trasy jakiś typ z blachosmroda zapytał się mnie dokąd jadę, a później pokazał mi kciuka do góry. O co chodziło, to nie wiem, ale dodał trochę humoru w mojej walce z wmordewindem, który już nie odpuścił do domu. Odbitka na Mirów i powrót tą samą trasą przez Żarki, Przybynów i Poraj. Do Czewy docieram już konkretnie spuchnięty. 60 km z wmordewindem robi swoje, chociaż do Poraja średnia całkiem przyzwoita - ponad 23km/h. Pod koniec trasy temperatura spada i zaczyna się robić chłodno, chociaż przez większą jej część oscylowała w ok. 17 stopni i świeciło słonko, więc jechało się przyjemnie.