Wpisy archiwalne w kategorii

D.Tripy i Klasyki (>100 km)

Dystans całkowity:559.83 km (w terenie 15.00 km; 2.68%)
Czas w ruchu:23:20
Średnia prędkość:23.99 km/h
Maksymalna prędkość:63.50 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:111.97 km i 4h 40m
Więcej statystyk

Mirów, Bobolice, Kroczyce

Poniedziałek, 5 maja 2014 · Komentarze(0)
Ten dzień musiał kiedyś nadejść. Szybka decyzja i wyjazd. Celem zrobienie setki. Na początku standardowo wałem na ALP, później Wrzosowiak, Słowik, Kurwinów, Zawodzie, Kol. Borek, Jastrząb, Poraj. Szybki popas na tamie i dalej w drogę. Masłóńskie, Ostrów, Przybynów, Wysoka Lelowska, która nie bez przyczyny nazywa się wysoka ;), następnie krótka posiadówka na rynku w Żarkach. Do Mirowa zdecydowałem się jechać nową drogą rowerową. Fajnie, że wyasfaltowali las. Dobra alternatywa dla trasy, którą zwykle jeździłem.
Zamek Mirów
Zamek Mirów © LawlietLawsford

Chwila grzania dupska na skale koło zamku i przejazd do Bobolic. Tutaj wpadła myśl, żeby zaliczyć Górę Zborów, co było moim celem już od kilku lat. Nie chciało mi się wracać i próbowałem przejechać "na skuśkę". Skończyło się to dwukrotnym zawracaniem, a za trzecim razem, gdy asfalt skończył się na megadupnej górze, stwierdziłem, że nie wracam i zacząłem się przebijać przez pola i haszcze. Wrażenia ekstremalne dla kogoś z semislickami. Przynajmniej widoki fajne:
Gdzieś między Bobolicami, a Huciskiem
Gdzieś między Bobolicami, a Huciskiem. W oddali zamek © LawlietLawsford

Jakimś cudem dotarłem do Huciska. Szybki zjazd i byłem na ostatniej prostej do rezerwatu Góry Zborów. Na miejscu wlazłem na najbliższą skałę i przez dobre pół godziny grzałem dupencję, obserwując wspinaczy. Kilka fotek, większość pod słońce wiec nic specjalnego nie pokaże, za to wrzucam widok "w dół" na miejsce, z którego zacząłem wspinaczkę z rowerem na plecach.
Spojrzenie
Spojrzenie " w dół" © LawlietLawsford

Nadszedł czas powrotu. Nie miałem ochoty przedzierać się przez kępy, więc wybrałem asfaltowy standard do Kotowic. W połowie trasy jakiś typ z blachosmroda zapytał się mnie dokąd jadę, a później pokazał mi kciuka do góry. O co chodziło, to nie wiem, ale dodał trochę humoru w mojej walce z wmordewindem, który już nie odpuścił do domu. Odbitka na Mirów i powrót tą samą trasą przez Żarki, Przybynów i Poraj. Do Czewy docieram już konkretnie spuchnięty. 60 km z wmordewindem robi swoje, chociaż do Poraja średnia całkiem przyzwoita - ponad 23km/h. Pod koniec trasy temperatura spada i zaczyna się robić chłodno, chociaż przez większą jej część oscylowała w ok. 17 stopni i świeciło słonko, więc jechało się przyjemnie.

Mirów, Bobolice ep. 2

Piątek, 10 maja 2013 · Komentarze(0)
Po raz drugi w karierze trip do Mirowa i Bobolic. Tym razem z K. Ustawka o 9:00 na końcu promenady. Oczywiście każdy z nas myślał o innym końcu, więc na dzień dobry nieplanowane 3 km rozgrzewki. Trasa wałem nad Wartą do al. Pokoju, Błeszno, Słowik, Zawodzie, Kolonia Borek, Poraj, Masłońskie, Myszków, Żarki, Łutowiec. Cała trasa to walka z wmordewindem. Pod zamkami kilka minut na odpoczynek, fotki i powrót. Wiatr oczywiście zakręcił i teraz konkretny wmordewind utrudniał nam kręcenie. W Żarkach skręcamy na Wysoką Lelowską i atakujemy długi podjazd. W Przybynowie problemy z nawigacją zmusiły nas do jazdy przez las. Zły pomysł. Zwłaszcza dla kogoś z semi-slickami. Jakimś cudem wyjeżdżamy w Choroniu i kierujemy się standardową trasą do domu. Temperatura cały czas oscylowała w okolicach 30 stopni, dając nam nieźle popalić. Moja rowerowa opalenizna osiągnęła poziom debilizmu. Pozdrowienia dla pani spod Jagiellończyków, która twierdziła, że nie możemy jechać rowerami po ścieżce...

Pierwsza setka w sezonie

Sobota, 27 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Na spontanie wpadła pierwsza tegoroczna setka. Trasa: przez korytarz północny na Rząsawy. Następnie Marianka Rędzińska, Rudniki, a dalej przez Konin do Mstowa. Tutaj planowany postój, który stał się przymusowym, ponieważ zaczęło padać. Dalej wzdłuż Warty do Krasic. Tam mijam kapliczkę pamięci zamordowanych pielgrzymów:

Kapliczka przy drodze przez Krasice © LawlietLawsford



Dalej kilka km terenu i wyjeżdżam w Smykowie. Później Knieja, Święta Anna i Przyrów. Tu kolejny przymusowy postój spowodowany deszczem. Po kilku minutach wyruszam dalej, by po chwili zatrzymać się przy tym:

Od tego momentu wkur***jący wmordewind. Wiercica, Julianka, Janów i postój w Złotym, bo znowu zaczyna padać. Dalej przez Siedlec, Krasawę, Zrębice do Biskupic. Tutaj wykręcona najwyższa prędkość tego sezonu - 63,5 km/h. Opadam kompletnie z sił i do samej Częstochowy toczę się spacerowym tempem przez co średnia ładnie spada. Przynajmniej deszcz był wyrozumiały i padał wtedy kiedy miałem kawałek dachu nad sobą.

Mirów, Bobolice

Piątek, 3 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Po pierwszej setce w sierpniu przyszedł czas na kolejną. Utrzymująca się wysoka temperatura nie przeszkodziła w osiągnięciu kolejnego celu.
Po piątkowym obiedzie postanowiłem wyruszyć do Mirowa i Bobolic. Po przejeździe przez całą Częstochowę osią Północ-Południe wyjeżdżam we Wrzosowej, a dalej Słowik, Korwinów, Poczesna, Osiny i Poraj. Tutaj tradycyjny pit stop w Biedronce i ruszam dalej. Droga biegnie wzdłuż zbiornika, następnie przez Żarki-Letnisko, obrzeża Myszkowa i po chwili docieram do Żarek. Korzystam z ochłody nad strumykiem, a następnie wyruszam w stronę Niegowy. Zaraz za Żarkami rozpoczyna się najdłuższy podjazd na trasie. Przed Niegową korzystam z pomocy GPSu i odbijam w prawo na zielony szlak prowadzący przez Łutowiec, gdzie pokonuje jedyny kilometr terenem i wyjeżdżam w Mirowie. Ukazał mi się taki oto widok:
Widok na zamek po wjeździe do Mirowa. © LawlietLawsford

Krótki odpoczynek w cieniu murów, kilka fotek i obieram kierunek na Bobolice.
Zamek w Mirowie zdobyty! © LawlietLawsford

Na drodze do Bobolic mijam kilka niedzielnych wycieczek i docieram do zamku:
Widok na Zamek Bobolice z drogi. © LawlietLawsford

Na sam zamek nie wchodziłem, a tylko go okrążyłem i udałem się w drogę powrotną.
Trasa ta sama. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę w Leśniowie. Kolejne kilometry to walka z czasem. Na horyzoncie zaczęły się zbierać czarne, kłębiaste chmury. Staję jak zwykle w Poraju w celu uzupełnienia płynów i kieruję się w stronę domu, tym razem przez Olsztyn. W Leśnym ani jednego kolarza, co mnie trochę zdziwiło (piątek wieczór?!). Następnie przez Kusięta i Brzyszów, gdzie chumry mnie niestety dogoniły i ostro zmoczyły. Lało tak, że przez okulary mało widziałem, a po ich zdjęciu jeszcze mniej ;). Na przystanku w Siedlcu stanąłem w celu przeczekania ulewy, co trwało 40 min. Czas ten wykorzystałem na wyżymanie moich przemoczonych ubrań. O dziwo był to jedyny dłuższy postój tego dnia. Ostatnio kilometry już po ciemku i chwilę po 21 melduję się w domu. W czasie powrotu temperatura wynosiła 17 stopni, czyli o 15 mniej niż przy wyjeździe.

Pierwsza setka w tym miesiącu.

Środa, 1 sierpnia 2012 · Komentarze(2)
Po zdaniu relacji z wczorajszego wypadu do Poraja, znajomy namawia mnie na powtórkę z rozrywki. Umawiamy się na 9:00 (do Poraja w dwie strony jest trochę ponad 50km, więc myślałem, że zdążymy się wyrobić przed południowym słońcem). Na miejsce zbiórki przyjeżdżam nieco spóźniony i o 9:07 ruszamy. Trasa jak zwykle. Najpierw trzeba się przebić przez całe miasto. Później Słowik, Korwinów, Poczesna i Osiny. Po dokładnie godzinie meldujemy się pod biedronką w Poraju. Szybkie zakupy i jedziemy na tamę. Tam odpoczywamy trochę. Kolega rzucił pomysł aby wracać do Częstochowy przez... Złoty Potok. Szybka kalkulacja i myślę sobie: "wyjdzie jakaś setka". Nie czekając długo ruszyliśmy przez Masłońskie, Żarki-Letnisko, a w Myszkowie odbiliśmy na Żarki. Dwa podjazdy, wiatr z przodu i żar lejący się z nieba dały nam się we znaki. Do tego dzień wcześniej do późnych godzin nocnych graliśmy w kopaną. Kumulacja. Docieramy do Żarek, szybki postój nad miejscowym ciekiem wodnym w celu zaczerpnięcia ochłody i jedziemy dalej. W Czatachowie wykręcamy 51 hm/h co jest najwyższą prędkościa tego dnia i mocnym tempem dojeżdżamy do Złotego Potoku. Tam krótki pitstop nad Amerykanem.
Staw Amerykan w Złotym Potoku (gm. Janów) © LawlietLawsford

Ze Złotego kręcimy do Janowa. Od tej pory holuję kolegę na tylnim kole (jak się później okazało aż do jego domu), przez co tempo spada. W Olsztynie stajemy na chwilę w sklepie w celu uzupełnienia płynów, których przez całą trasę wypiłem 4,5 litra. Do Częstochowy jedziemy przez Kusięta. Wyjeżdżamy na Kucelinie i stamtąd prosto do domu. Licznik zatrzymał się na 94 km. Odstawiłem towarzysza podróży do domu, a sam pojechałem dobić do setki. Wynik nie jest wybitny, ale "łysy" dał nam ostro popalić. Temperatura podczas jazdy nie schodziła poniżej 30 stopni. Tak zaliczyłem pierwszą "setkę" w sierpniu. Miejmy nadzieję, że nie ostatnią.