Pierwsza setka w tym miesiącu.
Środa, 1 sierpnia 2012
· Komentarze(2)
Kategoria D.Tripy i Klasyki (>100 km)
Po zdaniu relacji z wczorajszego wypadu do Poraja, znajomy namawia mnie na powtórkę z rozrywki. Umawiamy się na 9:00 (do Poraja w dwie strony jest trochę ponad 50km, więc myślałem, że zdążymy się wyrobić przed południowym słońcem). Na miejsce zbiórki przyjeżdżam nieco spóźniony i o 9:07 ruszamy. Trasa jak zwykle. Najpierw trzeba się przebić przez całe miasto. Później Słowik, Korwinów, Poczesna i Osiny. Po dokładnie godzinie meldujemy się pod biedronką w Poraju. Szybkie zakupy i jedziemy na tamę. Tam odpoczywamy trochę. Kolega rzucił pomysł aby wracać do Częstochowy przez... Złoty Potok. Szybka kalkulacja i myślę sobie: "wyjdzie jakaś setka". Nie czekając długo ruszyliśmy przez Masłońskie, Żarki-Letnisko, a w Myszkowie odbiliśmy na Żarki. Dwa podjazdy, wiatr z przodu i żar lejący się z nieba dały nam się we znaki. Do tego dzień wcześniej do późnych godzin nocnych graliśmy w kopaną. Kumulacja. Docieramy do Żarek, szybki postój nad miejscowym ciekiem wodnym w celu zaczerpnięcia ochłody i jedziemy dalej. W Czatachowie wykręcamy 51 hm/h co jest najwyższą prędkościa tego dnia i mocnym tempem dojeżdżamy do Złotego Potoku. Tam krótki pitstop nad Amerykanem.

Ze Złotego kręcimy do Janowa. Od tej pory holuję kolegę na tylnim kole (jak się później okazało aż do jego domu), przez co tempo spada. W Olsztynie stajemy na chwilę w sklepie w celu uzupełnienia płynów, których przez całą trasę wypiłem 4,5 litra. Do Częstochowy jedziemy przez Kusięta. Wyjeżdżamy na Kucelinie i stamtąd prosto do domu. Licznik zatrzymał się na 94 km. Odstawiłem towarzysza podróży do domu, a sam pojechałem dobić do setki. Wynik nie jest wybitny, ale "łysy" dał nam ostro popalić. Temperatura podczas jazdy nie schodziła poniżej 30 stopni. Tak zaliczyłem pierwszą "setkę" w sierpniu. Miejmy nadzieję, że nie ostatnią.

Staw Amerykan w Złotym Potoku (gm. Janów)© LawlietLawsford
Ze Złotego kręcimy do Janowa. Od tej pory holuję kolegę na tylnim kole (jak się później okazało aż do jego domu), przez co tempo spada. W Olsztynie stajemy na chwilę w sklepie w celu uzupełnienia płynów, których przez całą trasę wypiłem 4,5 litra. Do Częstochowy jedziemy przez Kusięta. Wyjeżdżamy na Kucelinie i stamtąd prosto do domu. Licznik zatrzymał się na 94 km. Odstawiłem towarzysza podróży do domu, a sam pojechałem dobić do setki. Wynik nie jest wybitny, ale "łysy" dał nam ostro popalić. Temperatura podczas jazdy nie schodziła poniżej 30 stopni. Tak zaliczyłem pierwszą "setkę" w sierpniu. Miejmy nadzieję, że nie ostatnią.