Tradycyjnie już, jedną z pierwszych, dłuższych wycieczek w sezonie jest ZP. Podobnie jak wczoraj, szybkie śniadanie i wyjazd. Pogoda - rewelka, no może poza uporczywym wmordewindem, towarzyszącym przez pierwsze... 40km (słownie: czterdzieści). Odpuścił dopiero w ZP, gdy zmieniłem kierunek jazdy na przeciwny ;). Początek trasy jak wczoraj, krótki popas we Mstowie i dalej wzdłuż Warty do Krasic. Następnie Mokrzesz, Żuraw, Lusławice, Czepurka, Piasek, Janów, Złoty Potok. Tutaj pół godziny opalania i opierdzialania (czyt. regeneracji sił) nad Amerykanem i powrót. Najkrótszy z możliwych. Janów, Przymiłowice, Olsztyn, Kusięta koło oczyszczalni i dalej wałem na Północ. W pewnym momencie podczas jazdy zaświtała myśl, żeby pojechać dłuższą drogą i zrobić "setkę". Szybko się zreflektowałem i jak się okazało wybór był prawidłowy, bo do domu dojechałem "na oparach".
W dwie strony do Poraja. Trasa standard. Wałem do Al. Pokoju, dalej wzdłuż trasy. Od tej pory kropi aż do Poraja. Następnie Wrzosowa, Słowik, Kurwinów, N. Wieś, Zawodzie, Jastrząb, Poraj. Krótki popas na tamie i powrót tą samą trasą.
Kolejne kilometry przyzwyczajania do siodła. Tym razem szybki wypad do Olsztyna. Zimno, a ja jak głupi w krótkich ciuchach. Najpierw wałem, a później koło Guardiana i drogą p. poż. Powrót wmordwindowy przez Skrajnicę i rowerostradę.