Pierwsza wycieczka W. w sezonie, więc i tempo dostosowane pod W. W sumie cyferki dzisiaj najmniej ważne. Trasa: Północ, Błeszno, Słowik, Zawodzie, Kol. Borek, Osiny, Poraj, Choroń, Biskupice, Olsztyn i powrót przez Kusięta, a następnie Korfantego do Legionów i do domu. Z racji niskiego tempa W. kilka podjazdów wziętych dwukrotnie.
Na spontanie wpadła pierwsza tegoroczna setka. Trasa: przez korytarz północny na Rząsawy. Następnie Marianka Rędzińska, Rudniki, a dalej przez Konin do Mstowa. Tutaj planowany postój, który stał się przymusowym, ponieważ zaczęło padać. Dalej wzdłuż Warty do Krasic. Tam mijam kapliczkę pamięci zamordowanych pielgrzymów:
Dalej kilka km terenu i wyjeżdżam w Smykowie. Później Knieja, Święta Anna i Przyrów. Tu kolejny przymusowy postój spowodowany deszczem. Po kilku minutach wyruszam dalej, by po chwili zatrzymać się przy tym: Od tego momentu wkur***jący wmordewind. Wiercica, Julianka, Janów i postój w Złotym, bo znowu zaczyna padać. Dalej przez Siedlec, Krasawę, Zrębice do Biskupic. Tutaj wykręcona najwyższa prędkość tego sezonu - 63,5 km/h. Opadam kompletnie z sił i do samej Częstochowy toczę się spacerowym tempem przez co średnia ładnie spada. Przynajmniej deszcz był wyrozumiały i padał wtedy kiedy miałem kawałek dachu nad sobą.
Marne trzydzieści pare kilometrów po mieście. Cała trasa to testowanie po myciu i konserwacji (m.in. kaseta i łańcuch) rowera po piątkowym laniu. Trasa z Północy na cmentarz komunalny zobaczyć bunkry. Dziwne, tyle lat, a to dopiero pierwszy raz w tych okolicach. Następnie przez Jasną Górę i Aleje na Złotą. Powrót przez Kiedrzyńską.
Prognoza pogody - przewidywanie czasowych i przestrzennych zmian stanu atmosfery. Ze względu na chaotyczną naturę procesów opisujących rozwój zjawisk atmosferycznych prognoza pogody staje się z czasem coraz mniej dokładna. Tyle wikipedia. Od siebie dodam, że sprawdzalność prognozy wynosi zawsze 50% - albo będzie padać albo nie będzie. Zacząłem od pogody, bo dzisiejsza przejażdżka stała pod jej znakiem. Wyjechałem z Północy następnie do centrum, wałem nad Wartą od więzienia do al. Pokoju, koło walcowni, rowerostrada, Olsztyn, Przymiłowice, Piasek i Janów. Cała trasa to walka z wmordewindem. W Janowie pół godziny przerwy, bo zaczęło lać. Po tym czasie ruszyłem w stronę Złotego Potoku, gdzie znowu dopadł mnie deszcz i (jak się później okazało) nie odpuścił, aż do samej Częstochowy. Wtedy myślałem, że przynajmniej odbiję sobie szybszą jazdą. Niestety, nadzieja runęła o asfalt, gdy tylko odbiłem na drogę do Siedlca. Wmordewind hulał na całego i skutecznie wyprowadzał mnie z równowagi. Co ja się tam naklnąłem. Mijam Siedlec, następnie Zrębice i wyjeżdżam znowu w Przymiłowicach. Stąd już prosto do domu, z tą różnicą, że tym razem przez Kusięta koło oczyszczalni. W drodze powrotnej całkowicie odpuściłem, stwierdzając że nie ma sensu się kopać z koniem, jednak po przyjeździe do domu okazało się, że średnia wyszła nawet przyzwoita. I to jest jedyny plus dzisiejszego wypadu. Podczas przejazdu spotkałem takiego oto ptaka (co ciekawe w drodze powrotnej pływał w tym samym miejscu):
W końcu kręcenie w tym sezonie zaczęło mi sprawiać przyjemność, ale co się dziwić. Tegoroczne rowerowanie rozpocząłem dość późno, gdy większość już wyciągnęła rowery po zimie, ja jeszcze śmigałem na desce w górach. Teraz gdy moje cztery litery zaczęły się dopasowywać do siodła, niektórzy z braci rowerowej mają już na koncie tysiaka. Ale mniejsza z tym, do rzeczy. Trasa z Północy, przez miasto, Niepodległości, Stare Błeszno, Słowik, Kurwinów, Nowa Wieś, Osiny, Poraj. Cały czas walka z wmordewindem. Na szybko do biedronki, a później na tamę.
W Poraju bywam często, ale zazwyczaj są to krótkie postoje, więc tym razem postanowiłem pozwiedzać okolice zbiornika, w których ostatni raz byłem jakieś 4 lata temu na pamiętnej imprezie.
Trasa powrotna podobna, z tą różnicą, że odbijam przez Zawodzie aby ominąć "kostkową drogę" w Poczesnej. Wmordewind odpuścił więc mogłem przycisnąć na platformy. Na koniec przypomnienie dla przejeżdżających wiaduktem na Niepodległości: W POLSCE OBOWIĄZUJE RUCH PRAWOSTRONNY!
Niestety pogoda nas nie rozpieszcza tej wiosny, mimo to postanowiłem wykorzystać przerwę w opadach i popedałować. Wybór padł na Olsztyn. Trasa z Północy, Zawodzie, koło stadionu Włókniarza na Kucelin, Guardian, rowerostrada, gdzie mam kilka problemów z zalegającym śniegiem na drodze, Olsztyn. Krótki odpoczynek na rynku i powrót przez Kusięta, Brzyszów, Srocko do Czewy. W obie strony konkretny wmordewind.
Kilka km przejechanych w celu przetestowania ustawień bike'a po zimie. Trasa z Północy na Zawodzie, Mirów, Przeprośna Górka, Siedlec, Gąszczyk, Mirów, Zawodzie i do domu. W drodze powrotnej wpadam na chwilę na Włókniarz, żeby sprawdzić przygotowanie toru do niedzielnego meczyku. Na cmentarnej pomagam starszemu panu, który zaliczył dzwona. Na szczęście nic mu się nie stało. Miało być bez fotki, ale pan Mercedesik się nawinął:
Na koniec wielki fallus dla osób odpowiedzialnych za drenaż drogi w Siedlcu, gdzie woda wali jej całą szerokością, a pod nią kryją się niespodzianki w postaci dziur.
Po pierwszej setce w sierpniu przyszedł czas na kolejną. Utrzymująca się wysoka temperatura nie przeszkodziła w osiągnięciu kolejnego celu. Po piątkowym obiedzie postanowiłem wyruszyć do Mirowa i Bobolic. Po przejeździe przez całą Częstochowę osią Północ-Południe wyjeżdżam we Wrzosowej, a dalej Słowik, Korwinów, Poczesna, Osiny i Poraj. Tutaj tradycyjny pit stop w Biedronce i ruszam dalej. Droga biegnie wzdłuż zbiornika, następnie przez Żarki-Letnisko, obrzeża Myszkowa i po chwili docieram do Żarek. Korzystam z ochłody nad strumykiem, a następnie wyruszam w stronę Niegowy. Zaraz za Żarkami rozpoczyna się najdłuższy podjazd na trasie. Przed Niegową korzystam z pomocy GPSu i odbijam w prawo na zielony szlak prowadzący przez Łutowiec, gdzie pokonuje jedyny kilometr terenem i wyjeżdżam w Mirowie. Ukazał mi się taki oto widok:
Na sam zamek nie wchodziłem, a tylko go okrążyłem i udałem się w drogę powrotną. Trasa ta sama. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę w Leśniowie. Kolejne kilometry to walka z czasem. Na horyzoncie zaczęły się zbierać czarne, kłębiaste chmury. Staję jak zwykle w Poraju w celu uzupełnienia płynów i kieruję się w stronę domu, tym razem przez Olsztyn. W Leśnym ani jednego kolarza, co mnie trochę zdziwiło (piątek wieczór?!). Następnie przez Kusięta i Brzyszów, gdzie chumry mnie niestety dogoniły i ostro zmoczyły. Lało tak, że przez okulary mało widziałem, a po ich zdjęciu jeszcze mniej ;). Na przystanku w Siedlcu stanąłem w celu przeczekania ulewy, co trwało 40 min. Czas ten wykorzystałem na wyżymanie moich przemoczonych ubrań. O dziwo był to jedyny dłuższy postój tego dnia. Ostatnio kilometry już po ciemku i chwilę po 21 melduję się w domu. W czasie powrotu temperatura wynosiła 17 stopni, czyli o 15 mniej niż przy wyjeździe.