Kolejne kilometry przyzwyczajania do siodła. Tym razem szybki wypad do Olsztyna. Zimno, a ja jak głupi w krótkich ciuchach. Najpierw wałem, a później koło Guardiana i drogą p. poż. Powrót wmordwindowy przez Skrajnicę i rowerostradę.
Pierwsze jazdy, tak jak pisałem, polegają na przyzwyczajeniu dupska do siodła. Nic specjalnego. Z Północy na G. Ossona, w drodze powrotnej zahaczam o kamieniołomy.
Kilka słów o zbliżającym się sezonie. Właściwie to już rozpoczętym. Ale za nim o tym, trzeba wspomnieć o 2013. Ostatni wpis w maju. Tripów było dużo więcej. Licznik zatrzymał się prawie na 2 tys km. Sezon zakończyłem gdzieś w okolicy końca czerwca, z powodu rozpoczęcia pracy, która zabierała większość czasu wolnego (czyt. miałem wyj***ne na rower). Miał to być czas rekordów i na początku wszystko na to wskazywało. Wyszło jak zwykle. Miał być Kraków. Może będzie w tym roku. Uzupełniać wpisów z poprzedniego roku nie będe, a jest ich trochę (m. in. katorżnicza jazda przy 43 stopniach) Teraz o sprawach bieżących i planach na 2014. Bike odebrany z serwisu, chodzi jak igła. Zima przepracowana porządnie. Kondycja jest. Pierwsze kilka dni, to będzie przyzwyczajanie dupy do siodła. W końcu to 8 miesięcy bez poważnej jazdy. Pewnie na początku będzie jazda po okolicy, później tradycyjne już Poraj i Mstów. Czyli cały kwiecień stanie pod znakiem rozruchu i testowania. Bez szaleństw. Obstawiam, że pierwszy grubszy trip to będzie Złoty Potok. Oczywiście nie obędzie się bez epickiej wycieczki do Mirowa i Bobolic. Być może w końcu uda się dojechać na Górę Zborów, odkładaną od kilki lat. A później? Czas pokaże. Zobaczymy co wyjdzie z planów. Sezon 2014 czas zacząć! ba dum tss
Trochę kręcenia w celu rozruszania mięśni po weekendzie. Trasa do Olsztyna jak zwykle, dalej Turów, Bukowno, Małusy Wlk., Małusy Małe, Brzyszów, Srocko, Mirów i do domu. Od Bukowna walka z mordewindem. Za zimno na krótkie ciuchy, ale wytrzymałem.
Po raz drugi w karierze trip do Mirowa i Bobolic. Tym razem z K. Ustawka o 9:00 na końcu promenady. Oczywiście każdy z nas myślał o innym końcu, więc na dzień dobry nieplanowane 3 km rozgrzewki. Trasa wałem nad Wartą do al. Pokoju, Błeszno, Słowik, Zawodzie, Kolonia Borek, Poraj, Masłońskie, Myszków, Żarki, Łutowiec. Cała trasa to walka z wmordewindem. Pod zamkami kilka minut na odpoczynek, fotki i powrót. Wiatr oczywiście zakręcił i teraz konkretny wmordewind utrudniał nam kręcenie. W Żarkach skręcamy na Wysoką Lelowską i atakujemy długi podjazd. W Przybynowie problemy z nawigacją zmusiły nas do jazdy przez las. Zły pomysł. Zwłaszcza dla kogoś z semi-slickami. Jakimś cudem wyjeżdżamy w Choroniu i kierujemy się standardową trasą do domu. Temperatura cały czas oscylowała w okolicach 30 stopni, dając nam nieźle popalić. Moja rowerowa opalenizna osiągnęła poziom debilizmu. Pozdrowienia dla pani spod Jagiellończyków, która twierdziła, że nie możemy jechać rowerami po ścieżce...
Wypad na szybko w celu dobicia kwietniowego przebiegu do 500km (na bikestats jest mniej, bo postanowiłem nie dodawać rowerowego szrotu). Wynik całkiem przyzwoity zwłaszcza, gdy wziąć pod uwagę, że rowerowanie na serio zaczęło się gdzieś w połowie kwietnia. Trasa z Północy do aresztu, dalej wałami na Kucelin, koło Guardiana, Kusięta, tutaj wjeżdżam w las i terenem do Skrajnicy, a dalej asfaltem do Olsztyna. Krótki postój na rynku i powrót asfaltem przez Skrajnicę, rowerostradą i dalej wałami do domu.